Chcę też przy okazji podziękować Magdzie Brodzie, mojej i moje żony wielkiej przyjaciółce, która to jest pastorem Wioli, a której cierpliwość i miłość postawiła na nogi życie już nie jednego człowieka! Dzięki Magda!
Czytajcie i niech wasza wiara też wzrasta. Gdy ja to czytałem, to szczękę miałem przy ziemi, bo nigdy wcześniej tego świadectwa nie słyszałem. Historia zaczyna się ponad 16 lat temu i trwa do dzisiaj. Bóg jest WIELKI!
______________________________________________
"Jelenia Góra, 25 listopad 2015
Kiedy urodziła się nasza najmłodsza córka Ania (dziś ma 17
lat) mieszkaliśmy w domu rodziców Piotrka. To miejsce było koszmarem mojego
życia – za oknem raj: góry, lasy, wieś, wszystko to, co kocham, w środku wredna
małpa teściowa, która otwierała moje listy, podsłuchiwała rozmowy telefoniczne
i niesłowny tyran teść.
Moją trzecią ciążę przywitano w ten sposób, że ojciec na mnie
nakrzyczał, a teść skomentował: „co to za głupota mieć trzecie dziecko”. Ania nie była wpadką młodego małżeństwa,
miałam o niej sny i wizje, aż zdecydowaliśmy się na nią.
Nietrudno zgadnąć, że wszystko o czym marzyłam, to
wyprowadzić się stamtąd. Tylko, że to nie było takie proste, byliśmy
pięcioosobową rodziną i tylko Piotrek zarabiał.
Wtedy zaczęłam rozpaczliwie wołać do Boga o jakieś rozwiązanie. Wołałam,
ale w mojej głowie miałam gotową odpowiedź: co Bóg może zrobić?, nie mamy
pieniędzy na kupno mieszkania, ani na wynajem, co może zrobić? Pamiętam dzień,
kiedy szłam przez las z poczty i usłyszałam bardzo wyraźny głos Boga: Ja to czego nie ma powołuję do bytu!
Łał, aż mnie zamurowało … bo do mnie przemówił i że powiedział to, co
powiedział. Czyli że On tak może … nawet tego, czego nie ma … nie spodziewałam
się. Skoro tak, to zaczęłam wołać jeszcze głośniej: zrób coś, wyprowadź mnie
stąd, kiedy Panie?!! – na wiosnę – powiedział.
Tylko zabiła wiosna w kalendarzu, krzyczę: Boże, już jest
wiosna!! – przyjdę w ostatniej chwili. (to Bóg, czy mam halucynacje??)
Pod koniec marca 2009 przyjechały do nas Magda i Cindy … z
propozycją. Zapytały: czy jeśli zapłacimy wam za wynajęcie mieszkania w
Jeleniej Górze będziecie w stanie zapłacić rachunki? Będziemy w stanie. – W
takim razie szukajcie mieszkania. Boże wyprowadzam się!!! W dwa, trzy tygodnie
wylądowaliśmy w nowym mieszkaniu. I znowu, jak w tych górach: z jednej strony
byłam taka szczęśliwa, że wyprowadziłam się od teściów, z drugiej – ten ciężar
na sercu, że jestem na utrzymaniu kogoś … Wolność jest dla mnie najważniejsza w
życiu, dla niej dam się pokroić.
Pierwsza noc w nowym miejscu, moja rodzina śpi słodko, ja
usiadłam na łóżku, jest 4.30, pytam Boga: Boże, jak ja mam teraz żyć? On
odpowiada, bardzo wyraźnie: Ja wiem, jakie myśli mam o was, myśli o pokoju, a
nie o niedoli, aby zgotować wam przyszłość … dobrze, że chociaż On wie …
Mijają dni, miesiące, ja cały czas wołam do Boga (musi być
jakieś inne rozwiązanie), 5 letnia Gosia przynosi mi pokazać obrazek, - co
narysowałaś Gosia? - To tata, myje naczynia, a to mama – czyta biblię (o matko,
myślę sobie, to ze mną jest aż tak źle? Tak mnie widzą dzieci?)
Wtedy przyszła Magda, przyniosła kalafiory z ogrodu rodziców
i reklamówkę kaset. – Słuchaj, mówi Magda, tu są różne kasety do słuchania,
wiesz jest teraz taki modny pastor - Ciesiółka się nazywa, cała Polska go
słucha, przesłuchaj sobie …
Ogarnęłam dom, nakarmiłam dzieci, wstawiłam pralkę, uśpiłam
Anię, dziewczynki się bawią w drugim pokoju, gotuję obiad w kuchni, włączyłam
modnego pastora … Słucham i uszom nie wierzę, Boże, to jakiś świr, albo
wrzeszczy, albo wybucha śmiechem … jednak słucham, po 20 minutach ląduję
zaryczana na podłodze, zatykam usta poduszką, żeby nie wystraszyć dzieci i
sąsiadów … W tydzień przesłuchałam całą reklamówkę, za każdym razem jest tak
samo: modny poświrowany pastor raz wrzeszczy, raz wybucha śmiechem, ja ląduję
zaryczana na podłodze. Do dzisiaj słyszę
Twoje słowa: „ nie rezygnuj, bo nie wiesz, co jest za zakrętem!” Łał, to
objawienie życia dla mnie … myślałam, że widzę prostą drogę 20 lat do przodu, a
na niej nic … a tu się dowiaduję, że jakiś zakręt jest i że coś tam jeszcze
może za nim być … Łał!!!
Powiedziałeś
(wywrzeszczałeś :) ) znajdź wersety dotyczące twojej sytuacji i módl się
nimi, aż zobaczysz przełom! Łał, no wreszcie ktoś mi powiedział co mogę zrobić.
Teraz to dopiero zaczęłam czytać! Do wieczora biblia, po 21 – jak zasnęły
dzieci – inne książki – w wannie do 3 rano, spałam 3-4 godziny na dobę. Po
miesiącu cała moja kuchnia była zalepiona wersetami – oczywiście dotyczącymi
mojej sytuacji, jak radził modny, wrzeszczący pastor. Z czasem znałam je
wszystkie na pamięć, modliłam się nimi, jak gotowałam, jak sprzątałam, jak
usypiałam dziecko, jak dzieci się bawiły na placu zabaw … „domy, których nie
budowaliśmy, winnice, których nie sadziliśmy będą nasze!”.
Przyszła do mnie przyjaciółka, mówię do niej: Ewa, albo coś
się wydarzy, albo ja zwariuję, bo wiesz, jak się modlę, to czuję w duchu taką
radość, ale wiesz w realu nic się nie zmienia, czy ja wariuję?
Gdzieś po 2 latach wynajmowania mieszkania (za pieniądze
Magdy i Cindy) Bóg powiedział do mnie: - już nie bierz pieniędzy od Magdy,- ok.
Magda: „jak wy sobie poradzicie?” Zaczęliśmy wędrówkę po wodzie. Ja cały czas
się modlę: „domy, których nie budowaliśmy …”
W trzecim roku wynajmowania mnie olśniło, że możemy wziąć
kredyt mieszkaniowy i zamiast płacić obcym ludziom, spłacać raty za własne
mieszkanie. Wysłałam Piotrka do banku, nic z tego, mamy za małe zarobki i za
dużą rodzinę, żaden bank nam nie da kredytu. Poza tym, trzeba mieć wkład
własny, tysiące złotych. Dzieci jedzą jabłka, a my skórki od jabłek, skąd mamy
wziąć wkład własny?
Boże!! Poradź, co można zrobić?? On się wreszcie odzywa,
bardzo wyraźnie: - powiedz swojemu ojcu, żeby dał ci 10 tys. zł i Piotrek niech powie swojemu ojcu, żeby dał
10 tys. zł
Piotrek jest w szoku, mówi, że ojciec nie da. Mój też ma węża
w kieszeni … Ale jeżeli Bóg to mówi, to musimy spróbować. Na drugi dzień jedzie
do ojca, ja rozmawiam ze swoim … wraca z kartką do mojego ojca: „Rysiek, jak ty
dasz 10 tysięcy, to ja też dam, Paweł” Bóg wygrywa z wężem, mój też się zgadza!
Jaka radość, lecimy do banku, w banku kubeł zimnej wody: za mały wkład własny,
za duża rodzina, za małe zarobki, Piotrek stracił pracę, tylko ja pracuję.
„Domy, których nie budowaliśmy, winnice, których nie
sadziliśmy będą nasze …” Cały czas się modlę …
Boże, dałeś radę, rada nic nie pomogła, za mały wkład własny,
za duża rodzina, za małe zarobki! Co można zrobić?? Nic nie mówi, nic nie mówi, nic nie mówi
Nagle się budzę, otwieram biblię Ps.68 „Bóg samotnym daje dom
na mieszkanie, wyprowadza więźniów na wolność … Pan daje hasło, zastęp
zwiastunek dobrej wieści jest wielki …” O co chodzi Panie? – niech Piotrek
jedzie do ojca i poprosi o 30 tysięcy, moje źrenice są wielkie jak arbuz, Boże
… !
Oświecam Piotrka nowym planem, - ojciec nie ma takich
pieniędzy … Ale Bóg mi powiedział.
Jedzie do ojca, nie ma go cały dzień, ja poszczę, „domy,
których nie budowaliście, winnice …”
Wieczorem przywozi 23 tysiące, mój daje 10 tysięcy, bank
chciał 40 wkładu, słyszę wyraźnie Bożą instrukcję: weźmiecie kredyt z osobą
współtowarzyszącą (mój – Wioli ojciec), jako zabezpieczenie kredytu (nikt wtedy
jeszcze nie słyszał o takich rozwiązaniach). Mój ojciec nie jest zachwycony.
Tłumaczę mu, że nie będzie spłacał złotówki naszej, sami spłacimy, ale mi nie wierzy.
Jednak za daleko zaszliśmy, zgadza się. Bankowi znowu coś się nie podoba, mój
ojciec już zdesperowany chce to zakończyć, wędruje po wszystkich bankach w
mieście, 14 nam odmawia, piętnasty BGŻ wydaje zgodę, dostajemy kredyt na 15
lat, kupujemy mieszkanie, wprowadzamy się!!! Moja modlitwa ostatnich lat: „
winnice, których nie sadziliśmy będą nasze …” Kobieta, od której kupiliśmy
mieszkanie wręczając mi klucze powiedziała: „ja panią bardzo przepraszam, ale
nie mam już miejsca w samochodzie, żeby zabrać przetwory z piwnicy, czy mogę to
wszystko pani zostawić? W piwnicy: kompoty, powidła, ogórki, papryka, groszek,
pełne regały …
Mieszkanie spłaciliśmy 4 lata wcześniej, już sami, ktoś mnie
zapytał: „dlaczego spłaciliście wcześniej? – bo takie miałam przekonanie od
Boga – odpowiedziałam, a On szepnął mi: - i dlatego, że chcę cię uczynić
znakiem …
Teraz najlepsze. Jakieś 2 lata temu siedzimy sobie w pracowni mojego teścia,
pijemy kawkę (już się lubimy, czasem :) ) i on mówi: „Wioleta, a mówiłem ci,
skąd były te pieniądze na wasze mieszkanie? – nie, odpowiadam zaciekawiona …
No słuchaj (ożywił się), siedzę ja sobie w pracowni, maluję,
aż tu dzwonek do drzwi dzwoni, otwieram i stoi X (sąsiadka z wioski) – Panie
Trybalski, mówi, nie kupiłby pan tych obrazków, znalazłam na strychu. Patrzę,
cztery małe obrazki, patrzę swoim okiem Wioleta i myślę sobie: to może być cos
warte! – ile pani za to chce? – 500 złotych, – nie mam, mam tylko 300. – No
niech będzie 300!
Przeczyściłem i czekam, bo ma do mnie przyjechać kolega,
który wykłada na Uniwersytecie Wrocławskim. – Paweł, mówi, daj mi te obrazki,
ja mam takich znajomych we Wrocławiu, oni się zajmują renowacją dzieł sztuki,
oni będą wiedzieli, czy to jest coś warte … Więc ja Wioleta czekam, gryzę
paznokcie, mijają 2 tygodnie, jest telefon z Wrocławia.
- Panie Trybalski, czy pan chce sprzedać te obrazki? – No, ja
wiesz - kamienna twarz, to zależy – mówię, a ile mi panowie mogą za nie dać? …
- No, wie pan, nie możemy panu dać więcej, niż 40 tysięcy …
Ja to czego nie ma,
powołuję do bytu!
Mam nadzieję Marek, że wiesz, jak wiele wnosisz w życie
innych ludzi. Dla mojego życia i naszego Twoja osoba, Twoje nauczanie, Twoje
namaszczenie były bezcenne. Czy widzisz to?
Bóg Ci powiedział, że jesteś dębem i będziesz siał inne dęby,
nie myślałam, że będę kiedyś jednym z nich.
Wioletta Trybalska"
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz